Strony

sobota, 28 stycznia 2017

Zagubiony W Tobie CZĘŚĆ DRUGA

Pisane dla Alicji





Zdjęcie autorstwa: Marysia Nalepa
Bardzo Ci dziękuję



Niósł go jak dziecko. Małego chłopca, który tak długo bawił się na placu zabaw, że ze zmęczenia zasnął na zjeżdżalni. Tyle, że Max był zimny. Lodowaty. W ogóle nie czuł jego ciepła. Przyspieszył kroku, starając się ochronić go swoimi skrzydłami przed deszczem. Patrzył na twarz Maxa, zręcznie omijając kałuże. Sprawiał, że krople wody opuszczały jego ubrania, skórę, włosy… Tylko, że zimno.

Wszedł z nim do domu Jacksona. Max nie może być sam. Jeśli w ogóle się obudzi.

- Yuki, daj koc. - Mruknął nie patrząc nawet na dziewczynę, która skłoniła przed nim głowę.

Ułożył go w jednym z pokoi i zabrał resztę wody. Jackson stał na progu, owinięty w koc. Jeszcze chwilę temu spał.

- Mówiłem mu, żeby nie szedł, bo będzie padać – szepnął cicho. - Adrien.

Nie spojrzał na Jacksona. Odsunął się od łóżka i wbił wzrok w korytarz, gdzie powinna pojawić się Yuki z czymś ciepłym.

- Przykryj go. - Szepnął i znów się cofnął.

Dopiero teraz spojrzał na blondyna. Jego pobladłe usta. Znów schudł. Nie odwrócił wzroku.

- Panie, już wraca mu ciepło – powiedziała Japonka, dokładniej okrywając Maxa kocem.

- Nie musisz tak do mnie mówić, Yuki. - Przeniósł wzrok na nią.

Dziewczyna tylko odwróciła głowę w drugą stronę i zmieniła się w wilka. Położyła się obok Maxa, żeby szybciej się rozgrzał. Łóżko zatrzeszczało.

Jackson poszedł za Adrienem do kuchni.

- Adrien…

Oparł się biodrami o blat i spojrzał Jacksonowi prosto w oczy. Zrobiło się zimno.

- Już nic nie mów, Jackson. Wszyscy są zmęczeni.

*

Zbierały się, niczym zaraza. W rożnych grupach, o różnych umiejętnościach. Czarne i potężne, potrafiące zniszczyć człowieka w kilka dni. Wstręt do jedzenia, zabieranie radości, zabawy w halucynacje, okropne myśli. Potrafiące przybrać postać najbliższa sercu danej osoby, szeptać w nocy, zamykać w swoich objęciach.

Syczały, tłocząc się w cieniu dużego drzewa, blisko szkoły. Czuły strach dzieci. Ślina sama napływała do ich paszczy.

Jeden z nim wypełzł z cienia. Mała dziewczynka siedziała na ławce i rysowała. Jej pierwszy dzień w nowej szkole… Chciała narysować laurkę na nauczycielki. Bawiąc się warkoczykami, szukała kolorowego długopisu. Nagle poczuła dziwne zimno a po chwili nieprzyjemne ciepło. Zauważyła coś. Ktoś się z niej śmiał. Ktoś wskazywał palcem. Okropne szepty rozbrzmiały w jej główce. Zatkała uszy małymi rączkami. Nie chciała tego słuchać, chciała żeby...przestał. Straciła poczucie bezpieczeństwa. Zgniotła rysunek w małych rączkach i pobiegła w stronę łazienki, gubiąc po drodze kredki. Chciało jej się płakać. Chciała do mamy.

W oddali słychać było śmiech demonów.

*

Adrien wyszedł już godzinę temu. Jackson się o niego martwił. Blake zaczynał szaleć. Yuki leżała koło Maxa i bez wyrazu patrzyła na ścianę. Chłopak robił się już ciepły. Blondyn ze smutkiem patrzył jeszcze przez chwilę na wilka, po czym poszedł do swojego pokoju.

Przymknął oczy okrywając się kołdrą. Zaczął się modlić. O rozum dla nich wszystkich…

Siedział na plaży wygrzewając się w słońcu. Obok niego drzemał Max. Wsparł się na łokciach i spojrzał w kierunku brzegu, gdzie Alex, jego siostra, ścigała się z Yuki. Co chwilę się śmiała, kiedy wilczyca opryskiwała ją wodą ze swojego futra. Adrien siedział blisko wody, tak, że każda fala dotykała jego nóg. Lubił jeździć nad morze. Z nimi…

- Szkoda, że nie mogłem zabrać Marka – wymruczał Max, przytulając się do pleców Jacksona.

- Myślę, że mógłby dziwnie zareagować na widok Yuki czy naszych skrzydeł.

- Albo twojej siostry z ADHD.

- Jej już daj spokój. - Oparł się o jego ramię i ziewnął. - Jest szybsza od ciebie.

Max prychnął coś tylko i ułożył się na rozgrzanym piasku. Adrien patrzył na wodę, daleko w stronę horyzontu. Myślami był pewnie gdzieś bardzo daleko.

Blondyn wstał i szybkim krokiem podszedł do Alex od tyłu, objął ją w pasie i podniósł. Dziewczyna zaczęła piszczeć, kiedy zaczął biec z nią w stronę wody.

- JACKSON NIE! - wrzasnęła.

Blondyn zaśmiał się i wrzucił ją do wody, przewracając się obok. Zaczęli się śmiać, przepychają w wodzie. Potargała bratu mokre włosy i wskoczyła mu na plecy.

- Zaraz cię utopie głupku.

Czuła na sobie wzrok Adriena. Jak delikatny zimny powiew na karku. Popchnęła brata w stronę brzegu a sama ruszyła w stronę Blake'a. Usiadła obok niego i podążyła za jego wzrokiem. Woda, niebo, powietrze, słońce. Horyzont. Odwróciła głowę w jego stronę. Prześledziła wzrokiem bladą skórę, mięśnie, rozległy tatuaż na lewej ręce, krople wody spływające po ciele i wilgotne, ciemne blond włosy. Spojrzał w jej stronę, a ona mimowolnie westchnęła patrząc w jego oczy. Jedno ciepło brązowe, drugie zimno zielone. Znowu spojrzała na horyzont.

- Widzisz tam coś, prawda? Jakiś artyzm, sztukę, sens. Dziwną energię w zwykłym codziennym widoku – szepnęła, zerkając na zeszyt, który trzymał.

Blake po dłuższej chwili powoli kiwnął głową. Gdzieś z tyłu słyszeli śmiech Jacksona i Maxa, przeplatany z warczeniem Yuki.

- Ty widzisz to we mnie – spojrzał jej prosto w oczy, łapiąc w dwa palce mokry kosmyk jej włosów. - Znowu zmieniłaś kolor.

Alexandra przez chwilę na niego patrzyła. Wypuściła powietrze. Zakręciła palcem w powietrzu, tworząc mały wir, delikatny powiew wiatru, który jeszcze bardziej rozwiał włosy chłopaka. Wzruszyła ramionami.

- Tamten był już nudny.

- Lubię, jak się tak bawisz – opryskał jej nos kropelkami wodą, patrząc na jej uśmiech.

Max objął Jacksona w pasie i na krótki moment przycisnął usta do jego rumianego policzka.

- Adrien patrzy zupełnie inaczej na twoją siostrę, zauważyłeś?

Jackson otworzył oczy.

*

Czuł się okropnie. Jakby miał kaca. Albo jeszcze gorzej… Powoli otworzył oczy, stopniowo przyzwyczajając je do światła. Czuł gorąco… Przekręcił głowę na bok i lekko się wzdrygnął, widząc wilka, lezącego tuż obok.

- Yuki – wychrypiał.

Kiedy tylko zobaczyła, że się obudził, przemieniła się w człowieka i usiadła po turecku. Spojrzała na niego spod czarnej grzywki.

- Żyjesz. - Dotknęła jego czoła.

- Jak widzisz, laleczko – szepnął spoglądając na jej dłoń.

Dziewczyna warknęła cicho i się podniosła. Wyszła na moment z pokoju. Postawiła na szafce obok niego szklankę soku i coś do jedzenia. Wbiła w niego wzrok.

Powoli się podniósł, oblizując usta. Miał wrażenie, że nawet kolczyk jest gorący. Złapał szklankę i upił kilka łyków.

- Trochę ci to zajęło, Max – podała mu telefon. - Zdążyłeś zmartwić wszystkich.

Chłopak zagryzł wargę i odblokował ekran. Wiadomość. Wiadomość. Wiadomość. Wiadomość. Wiadomość. Wiadomość.

- Dalyn! - Zerwał się na równe nogi.

Poczuł mdłości i zawrotu głowy. Wsparł się o ścianę.

- Nie rób z siebie idioty. Nie mam zamiaru zbierać cię z ziemi – burknęła, pokazując kły.

- Muszę wyjść. - Ruszył chwiejnym krokiem w stronę drzwi.

- Jesteś chory, masz leżeć. - Zagrodziła mu drogę, cicho warcząc.

- Muszę iść… Yuki.

- Max. - Spojrzała mu w oczy. - A zresztą, rób co chcesz, mało mnie to obchodzi.

Wypuścił powietrze i spojrzał na nią… Dotknął jej ramienia.

- Przepraszam – szepnął i wybiegł z domu.

- Nie dotykaj mnie – warknęła za nim i z całej siły kopnęła łóżko.

*

Dokładnie trzy minuty temu zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec lekcji, dwie minuty temu starsi koledzy, z Oscarem Hendersonem na czele, wgnietli go w ścianę, a przed chwilą upuścił plecak w kałużę.

Czy Max był jakimś jego talizmanem, bez którego życie jeszcze bardziej mu się rozwalało?

Mark westchnął cicho i kucnął żeby podnieść plecak. Ktoś go jednak uprzedził.

Blondyn podniósł wzrok. Zamrugał. Przed nim stał chłopak, z ciemnobrązowymi włosami i charakterystycznym kolczykiem w dolnej wardze. Szybko oddychał. Mark poczuł gniew.

- Mark… - Zaczął cicho szatyn.

Dalyn zerwał się na równe nogi i przywarł przyjaciela do ściany, mocno zaciskając dłonie na jego nadgarstkach.

- Co Mark?! Więcej nie potrafisz powiedzieć!? Znikasz nagle, nie odzywasz się, po czym przychodzisz jak gdyby nigdy nic i mówisz „Mark”, tym swoim słodkim głosem?

- Daj mi coś powiedzieć – wychrypiał.

- Nie. Wiesz co ja przeżywałem? Myślałem, że nie żyjesz, że znowu chciałeś coś sobie zrobić, tylko tym razem skutecznie i mnie przy tobie nie było!

- Mark.

- Przez całą naszą znajomość dałeś mi milion powodów, żebym tak myślał. Jesteś taki głupi… Taki…

- Markie… - szepnął cicho. - Byłem bardzo chory, przepraszam.

Blondyn spojrzał na niego. Cienie, przekrwione oczy, oklapnięte włosy i suche usta. Dolna warga mu zadrżała.

- Max…

Starszy delikatnie uwolnił nadgarstki z jego uścisku, po czym objął blondyna i mocno wtulił w siebie. Zaczął go głaskać po plecach.

- Byłem nieprzytomny Markie. - Czuł jak młodszy zaciska dłonie na jego bluzie. - Obiecałem ci przecież, że nigdy cię nie zostawię. Obiecałem, pamiętasz?

- Przepraszam… - szepnął.

- Nie przepraszaj mnie, to ja jestem ten głupi – wyciągnął z kieszeni spodni lizaka i wcisnął go Markowi w dłoń. - Obudziłem się może dwadzieścia minut temu.

- Max, ty idioto, mogłeś zadzwonić – warknął Mark i objął go w pasie.

- Próbuję być romantyczny, Mark.

- I tak nie wyjdziesz z friendzone. - Mruknął i zaczął go prowadzić w stronę swojego mieszkania.
*
Dalyn zrobił herbatę, niemal zmuszając Maxa żeby ją wypił. Okrył go też kocem. Usiadł obok niego.

- Co ci było?

Max upił kilka łyków herbaty i zaczął patrzeć na swoje kolana.

- Byłem po prostu chory…

- Ale… byłeś sam w mieszkaniu?

- Nie, przez ten czas spałem u kolegi.

- Miałeś jakiegoś lekarza?

- Nie…

- Ale skoro tak bardzo byłeś chory, może lepiej jechać? Żeby ktoś cię zbadał? Może jesteś na coś chory?

- Nie potrzeba Mark.

Dalyn kucnął przy nim.

- Nie powiedziałeś mi o czymś…? Jesteś na coś chory?

- Nie zrozumiesz tego. Naprawdę. Nic ważnego. - Odstawił kubek.

- No racja, twoje zdrowie w ogóle nie jest dla mnie ważne. - Zacisnął usta. - Zamówię ci taksówkę.

*

Woda leciała na przemian. Raz ciepła, raz zimna. Bawiła się temperaturą, obserwując jak długo jej dłoń wytrzyma pod gorącą lub lodowatą wodą. Wanna była już prawie całkiem pełna. Zsunęła z siebie ubrania i zanurzyła się cała w ciepłej wodzie. Wypuściła powietrze, przez chwilę obserwując sufit spod tafli wody. Zwykły człowiek potrafi wytrzymać pod wodą krócej niż ona?

Powoli się wynurzyła i odgarnęła z twarzy mokre, czarne kosmyki swoich krótkich włosów. Obserwowała jak po jej skórze spływają krople wody. Człowiek też to czuje? Denerwujące łaskotanie, dreszcze.

Przesunęła palcami po nagich ramionach i przymknęła oczy. Jak to jest? Odchyliła głowę, biorąc głęboki wdech.

Max wybiegł. Jackson poszedł się położyć. Adrien… Adrien znów gdzieś poszedł. Zastanawiała się co robi. Ciągle o nim myślała.

Zacisnęła dłonie w pięści, uderzając o taflę wody. Musi do niego iść…

*

Jackson nie mógł usiedzieć na miejscu po tym co zobaczył we śnie. Napływ wspomnień. Nie umiał…
Wstał szybko i ubrał się w jakieś czarne spodnie i różową bluzę. Zarzucił na siebie płaszcz i cicho wyszedł z domu, gryząc wargę.

Automatycznie zaczął iść w stronę cmentarza, żeby chociaż zostawić tam różę… Uparł się, żeby jej nagrobek był jasny, ale zawsze i tak, wydawał mu się smutny. Zbyt smutny.

Kiedy szedł przez park, zobaczył dwójkę dzieci. Mały chłopiec i dziewczynka. Zatrzymał się, patrząc na nich. Było im zimno, siedzieli skuleni na ławce. Nawet z takiej odległości widział ich czerwone noski.

Nie zastanawiając się dłużej, podszedł do nich i kucnął przy ławce. Uśmiechnął się, od razu przedstawiając. Dzieci były przygnębione. Dosiadł się do nich i zaczął rozmawiać. Dziewczynka zgubiła gdzieś kredki a tata chłopczyka bardzo na niego krzyczał.

Nie mógł tego znieść. Zawiedli. To był ich obowiązek, oni mieli chronić ich wszystkich. Poczuł do siebie wstręt, do swojego słabego ciała. Do wszystkich. Nawet swojej siostry.

Zabrał ich do małej kawiarni i kupił po gorącej czekoladzie. Przynajmniej mogły się ogrzać i napić czegoś słodkiego.

Nie możemy już zawodzić…

*

McCarthney kręcił się w kółko po pokoju. Po raz kolejny wyjrzał przez okno. Adrien jest aż tak daleko?

- Jackson.

Blondyn od razu się zatrzymał, odwracając się w stronę chłopaka.

- Blake.

Adrien zmarszczył lekko brwi.

- Tak, jestem zły, tak coś się stało. Nie próbuj mi nawet czytać w myślach – wywarczał starszy.

- Jackson, uspokój się.

McCarthney podszedł do niego bliżej.

- Adrien, ja proszę. Czemu tak jest? Czemu wszystko się rozwala? Mi każesz siedzieć w domu i się oszczędzać, Max znowu zamyka się w sobie a Yuki… Każej jej się mną zajmować. A sam gdzieś znikasz, ciągle. Myślisz, że tego nie widać? Twojego zmęczenia? Znam cię za dobrze. Próbujesz wszystko sam ogarnąć – stanął na palcach, żeby nie być niższy, chociaż przez chwilę. - Wiesz co widziałem? Są wszędzie. Czarne demony. Biedne, małe dzieciaki. Słuchaj – złapał go za koszulkę i mocno ścisnął. - Adrien! Ja jeszcze żyję, Max też! Yuki! Przestań! Nie możemy tego tak po prostu rzucić! Co z tego, że ona nie żyje! Nagle się nie rozpadniemy! Gdzie ty jesteś!? - Szarpnął nim.

Adrein przez chwilę patrzył w oczy blondyna. Na jego łzy, które zaczęły spływać po jego policzkach. Dotknął jego ramienia. Tylko musnął, jego palce były zbyt zimne.

- Niczego nie zostawimy, Jackson. Już wszystko się układa – na moment zawiesił wzrok na fioletowych cieniach pod oczami starszego. - Już wracamy. Jest inaczej…

- Te… dzieci… Oni wszyscy… Widziałem. To my mamy ich bronić.

*

Mark od rana czuł się słabo. To chodzenie po lesie chyba nie było zbyt dobrym pomysłem. Przyszedł do szkoły tylko na dwie godziny, żeby zaliczyć jakiś sprawdzian. Oparł czoło o zimną ścianę. Chyba będzie spał do końca dnia, albo będzie pisać wiadomości z Maxem.

Było już kilka minut po dzwonku, kiedy odsunął się od ściany. Blond włosy opadały mu na czoło, jednak widział ich przed sobą doskonale. Szybko zmienił kierunek.

- Hej, Dalyn, znowu sam?

Mark wywrócił tylko oczami i przyspieszył kroku. Jeszcze tylko jedna lekcja i będzie mógł iść do domu, odpocząć, najeść się, pogadać z Maxem i iść na trening. Lekko się uśmiechnął na myśl o tańcu. Może uda mu się wyciągnąć Maxa. Pomoże mu zagadać do Samanthy. Pójdą razem na lody i będzie świetnie.

Cały jego idealny plan, na uratowanie swojego beznadziejnego życia z nieodwzajemnioną miłością, przerwało szarpnięcie za kołnierz. Silniejszy, wyższy chłopak z ostatniej klasy. Oscar Henderson.

- Dalyn nie odpowiadasz mi?

Złapał blondyna za ramiona i przywarł go do ściany. Mark cicho syknął, przymykając oczy. Koledzy Hendersona cicho się zaśmiali. Jeden z nich kopnął plecak Dalyna gdzieś w kąt.

- Nie masz za brudnych tych kudłów? - Warknął Oscar.

- Widziałem cię na wuefie. Grasz jak ciota.

- Ubrania masz od swojego sponsora?

- Myślę, że trzeba cię umyć.

Henderson złapał go za ramiona i zaczął szarpać w stronę toalet. Czemu nagle nauczyciele zniknęli? Chciał się jakoś uwolnić, ale kiedy jeden z nich uderzył go w brzuch, dał sobie spokój. Skrzywił się, na ten obrzydliwy zapach toalet, starając się nie słuchać ich śmiechów. Oscar kopnął go w kolana i już po chwili klęczał nad muszlą toaletową.

- Nie możecie znaleźć sobie kogoś innego do gnębienia? - Warknął, starając się uwolnić z uścisku.

Oscar tylko zarechotał, karząc wszystko nagrywać. Złapał Dalyna za włosy i wepchnął mu głowę do toalety. Zachęcony śmiechem kolegów spuścił wodę. Mark zaczął się dusić. Szarpnął go za włosy i pozwolił złapać oddech. Potem znów i znów, dopóki pamięć w telefonach nie została zapełniona a koszulka blondyna całkiem morka.

- I tak powinieneś myć się codziennie, Dalyn – prychnął na odchodne, wrzucając jego plecak do kałuży wody.

Mark siedział przez chwilę, opierając się o ścianę i szybko oddychając. Obrzydliwa woda spływała po jego twarzy i szyi, przyklejając włosy do skóry. Chciało mu się płakać. To, że chłopaki nie płaczą, jest zwykłą bzdurą.

Podniósł się powoli, łapiąc plecak. Nie pójdzie na resztę lekcji. Ma to gdzieś. Nie poprawi niemieckiego.

Dygocząc z zimna ruszył w stronę wyjścia ze szkoły, zostawiając za sobą mokre ślady. Zapomniał nawet kurtki z szatni. Przy wyjściu zderzył się z jakąś dziewczyną. Spojrzała na niego zniesmaczona. Nikt chyba nie chciałby zderzyć się z kimś mokrym…


- Brałeś prysznic czy coś? - Prychnęła, zdejmując czapkę i uwalniając krótkie, jasnoblond włosy.

- Tak to można nazwać – warknął. - Przesuń się.

- Hej, nie powinieneś mieć kurtki albo coś?

- A ty nie jesteś za młoda na tą szkołę?

- Przyszłam tu na konkurs. - Sapnęła, tracąc już cierpliwość.

Chłopak obleciał ją wzrokiem.

- Nerd.

- Dobra, nic ci nie zrobiłam a ty jeszcze mnie obrażasz.

Mark się zmieszał. Po prostu było mu zimno, po prostu chciał do domu. Najlepiej umrzeć.

- Przepraszam, nie mam humoru. Nie wiem co to za konkurs, ale powodzenia – wyminął ją.

- Um… Dzięki? - spojrzała za nim. - Hej! A jakaś kurtka? Jest zimno!

Ale już nie dostała odpowiedzi.

Mark szedł coraz szybciej, drżąc z zimna. Na policzkach miał niezdrowe rumieńce. Znowu poszedł do lasu. Rzucił torbę gdzieś w błoto i oparł się dłońmi o drzewo. Był całkiem mokry, wiał wiatr, nie miał kurtki. Trząsł się. Zacisnął dłonie, kiedy poczuł łzy na policzkach. Zaczął uderzać pięściami w korę drzewa. Po raz kolejny. Już po kilku uderzeniach, po skórze na jego kłykciach nie było śladu. Zaczęły mu się trząść nogi. Osunął się powoli na ziemię i schował twarz w dłoniach, nawet nie czując, kiedy ogarnęła go ciemność.

*

Zebrania zawsze przyprawiały go o ból głowy. Zamknął się w swoim pokoju, starając się uporządkować myśli. Jakby na Zebraniach nie można było porozumiewać się za pomocą słów… Przyłożył dłonie do skroni i usiadł na podłodze, zaciskając powieki. Tępy ból w głowie ani trochę nie pomagał. Bolało go to. Widział nagle tak dużo, niemal wszystko. Chaos, mieszanina krwi, łez, uśmiechu, radości i bólu. Jakby mógł krzyczeć. Skulił się na podłodze.

Ledwo usłyszał jak Yuki wślizgnęła się do pokoju… Tak bardzo nie chciał tego robić. Ale jak tylko weszła, część chaosu z jego głowy przeszła na nią. Ponoć po to ją ma. Tylko tak nie chciał.

Kiedy tylko tam weszła, poczuła okropny ból głowy. Musiałą zasłonić sobie usta i złapać się szafki. Adrien miał tak cały czas? Klęknęła na kolana, starając się utrzymać przytomność. Widziała różne obrazy, różne szepty. On umiał je rozróżnić, ona nie. Skuliła się przy ścianie, pozwalając wszystkim tym obrazom przepływać, odpływać. Chociaż trochę pomoże i nie będzie taka bezużyteczna.

*

Jackson spał, przytulony do poduszki, leżąc na kanapie. Włosy opadały mu na twarz, malinowe wargi miał lekko rozchylone. Dłonie delikatnie zaciskał. Yuki siedziała na podłodze a głowę miała opartą o kanapę, koło twarzy blondyna. Wyglądała jak porcelanowa, japońska, idealna lalka. Max spał na fotelu. Obejmował kolana ramionami, głowę chował w kapturze, tak samo jak dłonie w rękawach. Mamrotał coś przez sen. Kolczyk w dolnej wardze delikatnie odbijał światło księżyca.

Patrzył na nich, minimalnie unosząc kąciki ust. Zdjął kaptur i cicho westchnął. Poczuł ciepło, gdzieś w okolicach serca. Zawsze je czuł przy nich.

- Moje małe dzieci nocy – zaczął cicho nucić, podchodząc bliżej. - Czas bawić się w moim ogrodzie cieni.

Adrien delikatnie wziął Yuki na ręce. Spojrzał na jej twarz i małe, pełne usta oraz lekko zadarty, również mały nos. Zaniósł ją do pokoju, w którym spała. Kładąc ją na łóżku, spojrzał przez okno na księżyc. Dawał delikatną złotą poświatę… Zebranie dalej trwało. Przykrył ją dokładnie i wrócił do salonu.

Podniósł Maxa z fotela i szybko zaniósł go do wolnej sypialni, żeby jak najkrócej był narażony na jego chłód. Przykrył go po samą brodę i zapalił przy łóżku małą lampkę. Młodszy nie lubił ani zimna, ani ciemności, ani samotności. Pogłaskał go delikatnie po włosach, ale szybko cofnął rękę. Max był jeszcze słaby.

Wrócił po Jacksona. Jak tylko go podniósł, blondyn od razu objął go ramionami wokół karku i przytulił się do jego szyi. Adrien czuł na skórze spokojny oddech blondyna. Zaczął go delikatnie głaskać po plecach, bardziej go przytulając do siebie. Znowu spojrzał przez okno. Ułożył chłopaka na jego łóżku i przykrył różową kołdrą. Pogłaskał go po dłoni, na moment zapatrując się w jego twarz. Znikał na jego oczach.

Wrócił do salonu i zaczął powoli chodzić w kółko. Zgasił światło. Lekko musnął czubkami palców blat stołu, pozostawiając ślad szronu. Spojrzał na swoją dłoń a potem jeszcze raz przez okno.

- Moje małe dzieci już śpią – cicho zanucił.

Jego różnokolorowe tęczówki zalśniły, odbijając światło księżyca. Rozłożył skrzydła i wyszedł z domu kierując się prosto na cmentarz.

Nie było nikogo, czuł się jak duch. Znał drogę na pamięć. Leżała między drzewkami. Stanął przed grobem, powoli wypuszczając powietrze i chowając dłonie w kieszenie. Milczał. Jego oczy patrzyły na nagrobek. Prześledził złote litery „Alexandra McCarthney”. Nie miał potrzeby, żeby coś mówić, rozmawiać. Wiele razy widział, jak ludzie mówią coś do zmarłych na cmentarzu. Po prostu szeptał w myślach. Dotknął ciemnej płyty, pozostawiając wzorek ze szronu.

- Nie pozwolę ich skrzywdzić, obiecuję ci to. Wybacz mi. - Słowa same uciekły z jego gardła.

Naciągnął kaptur na głowę i wyszedł z cmentarza. Zaczął iść przed siebie. W stronę miasta.

W jednej latarni była popsuta żarówka. Sygnalizacja świetlna mrugała na pomarańczowo. Rozłożył skrzydła na całą szerokość i zaczął iść środkiem drogi.

- Małe dzieci, czas na sny – wymruczał.

Słyszał wszystko. Sny dzieci, dorosłych, staruszków. Dbał o nie. Dbali o wszystkich ludzi. Pielęgnował swój własny ogród. Na przykład sen młodej dziewczyny: o porażce, robieniu z siebie pośmiewiska, rujnowaniu marzeń. Wypuścił powoli powietrze i szybko go zmienił. Coś miłego, ciepłego, dodającego otuchy. Spacer po łące? Darmowe lody? Widok znienawidzonej osoby spadającej po schodach?

Westchnął.

Układanie snów piętnastolatek było trudne.

- Zmęczone po całym dniu, zapraszam do mojego ogrodu.

Wiatr prześlizgnął się między jego piórami. Zaczął iść w stronę lasu.

*

Siedziała sztywno na łóżku, próbując zająć myśli czymkolwiek innym, niż ciepła, szkarłatna ciecz. Wampirza natura powoli przejmowała kontrolę, jednak ona dalej siedziała wyprostowana, patrząc na ścianę. Dumnie uniesiony podbródek, lodowato zimne, niebieskie oczy z delikatną czerwoną poświatą wydawały się niemal całkiem pozbawione emocji. Kły wbijały jej się w dolną wargę, ale nie otworzyła ust, nawet jak kropla krwi spłynęła po jej brodzie.

Opanowanie. To czego uczyła się przez większość swojego życia. Odkąd tylko Adrien ją znalazł. I uratował.

Zacisnęła dłonie na kołdrze idealnie zaścielonego łóżka, przenosząc wzrok na okno. Nie pozwalała sobie na drżenie, szloch, płacz, rozpaczliwe wycie czy drapanie ścian paznokciami. Próbowała pocieszać się tym, że jednak nie jest tak zła, tak nieudana. Potrafi nad sobą panować, nie zachowuje się jak zwierze. Jest odrobinę lepsza. Może to zwykłe kłamstwo, ale karmiła się nim. Potrzebowała go, prawie tak samo jak krwi. Cudowne lekarstwo na każde złe słowo.

Uniosła podbródek wyżej. Jest lepsza od tych potworów.

Nie drgnęła, kiedy Adrien wszedł do pokoju. Nawet nie słyszała jak pukał. Była zbyt… pochłonięta myślami.

Blondynowi wystarczył tylko jeden rzut okiem na dziewczynę. Wyglądała jak idealna, porcelanowa laleczka z kroplą czerwonej farby na brodzie.

- Yuki… - szepnął, delikatnie budząc ją z odrętwienia.

Czarnowłosa spojrzała na niego przelotnie, kiedy klękał naprzeciwko niej. Starł kciukiem krew z jej brody, prosząc aby na niego spojrzała. Posłusznie przesunęła wzrokiem po jego zmęczonej twarzy, lekko rozchylonych wargach, zatrzymując na różnobarwnych tęczówkach. Brązowe i zielone.
Spojrzał na jej lekko wystające kły z ust i odpiął dwa górne guziki koszuli. Ujął jej podbródek w dwa palce.

- Ugryź Yuki. Potrzebujesz.

Spojrzała na niego, dotykając opuszkiem cienia pod zielonym okiem. Nie pasował do jego jasnej skóry. Bolało ją zmęczenie jej pana. Chciała się odsunąć, Jednak Adrien tylko bliżej przysunął jej twarz do swojej szyi.

Mimowolnie pozwoliła kłom przebić jego skórę a językowi zbierać krople krwi. Jej oczy stały się całkiem czerwone. Starała się dalej panować ale krew zagłuszała jej zdrowy rozsądek. Wbiła kły mocniej. Blake nawet się nie poruszył.

Odsunęła się, zakrywając usta dłonią. Przymknęła powieki, chowając dziką czerwień. Chłopak się poruszył. Pewnie starł krew i zapiął koszulę. Poczuła jak głaszcze jej włosy.

- Nie bój się Yuki.

*

Wtedy przyśniło mu się to pierwszy raz. Mark widział tylko ciemność, jakby ocean, równocześnie było gorąco i lepko. Czuł, jak ciemne fragmenty przyklejały się do jego skóry, zaklejały usta, zabierały dostęp powietrza. Nagle, tuż przed sobą ujrzał parę intensywnie niebieskich oczu, mieniących się w ciemności. Chciał ich dotknąć. Przez chwilę myślał, że ktoś go teraz uratuje. Odda powietrze. Przestanie czuć się tak okropnie. Poczuł jak boli go głowa. Nie mógł odwrócić wzroku. Nie mógł się poruszyć. Oddychać. Uciec. Kolor oczu zaczął się zmieniać. Najpierw delikatny fiolet… Aby po chwili zalśnić dziką czerwienią, niemal całkiem go hipnotyzując. Poczuł ogromny ból w szyi. Później ramionach, biodrach i brzuchu. Chciał krzyczeć.


Obudził się cały mokry od potu. Nie wiedział czy to skutek gorączka, czy snu. Miał ochotę płakać.
Dalej był w lesie. Było ciemno i zimno. Ledwo mógł złapać oddech. Kręciło mu się w głowie, wiedział jedynie mgłę.


- Pomocy...


-------
~Magy May

2 komentarze:

  1. Witam serdecznie,
    Tutaj Oliver, syn Apolla, tak seksowny w swojej beznadziejności, że...mrr, jestem w tym słaby.

    Ale ja nie, ucisz się - Ala
    Hej, wiesz znalazłam literówkę i dałabym inny szyk wyrazów w którymś zdaniu, bo tak jest powtórka. Ale sama znajdziesz, nie będę ułatwiać Ci zabawy.
    Wiesz, nie znoszę Cię za tak małą liczbę fragmentów z Markiem. Znalazłam tam siebie? Wydaje mi się, że nawet dwa razy, ale nie chcę wyjść na idiotkę, myśląc tak, więc...nieważne.
    W następnej części chcę więcej Marka. Wiesz, napisz dłuższą część, wtedy będzie mógł być dłuższy fragment z Markiem (Sprawdzony sposób Alicji pt."Jak zaspokoić czyjeś lub własne zachcianki, wciskając dwustronny fragment z ulubioną postacią)
    Chce mi się płakać. Najpewniej zacznę to niedługo robić. Grób Alexandry...nawet nie wiesz jak mi przykro.
    Podoba mi się bardzo, chyba nie muszę tego mówić. Albo muszę, bo wiem, że fajnie się to słyszy.
    Nie czytam opowiadań w internecie od x czasu, prócz tego, więc czuj się dobrze Alexis.
    Czekam na więcej.
    PS. Czekam również na moment, w którym będę mogła dać w swoich sekstyliońskich dzieciach parę miłych fragmentów, ale ty masz ferie wcześniej, ja muszę jeszcze czekać. Bujaj się deklu.
    I bujaj się x2, bo mi teraz smutno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tęsknię za Markiem. Za tym wszystkim.

    OdpowiedzUsuń